27.07.12, 10:41
Adam Droździk: Mam szczęście pracować w radiu publicznym, które pozwala emitować audycje autorskie
Rozmowa z Adamem Droździkiem dziennikarzem Polskiego Radia Pomorza i Kujaw (PiK), laureatem plebiscytu „Zdobywcy eteru” w kategorii „Radiowa perełka”.
Rozmowa z Adamem Droździkiem dziennikarzem Polskiego Radia Pomorza i Kujaw (PiK), laureatem plebiscytu „Zdobywcy eteru” w kategorii „Radiowa perełka”.
Plebiscyt „Zdobywcy eteru”, organizowany przez portalmedialny.pl, ma już ponad dziesięcioletnią tradycję. Cieszy się on ogromnym uznaniem w branży radiowej. Wyborów „Radiowca Roku” i „Perełki Radiowej” dokonują sami słuchacze. Jest to najbardziej obiektywne i sprawiedliwe jury jakie można sobie wyobrazić. Pierwsza dziesiątka wyłoniona w ten sposób, to ścisła czołówka polskiego eteru, audycje cenione i słuchane z zapartym tchem, a przygotowywane przez prezenterów z najwyższej półki. Dość powiedzieć, że od lat na czele tej listy plasują się Marek Niedźwiedzki, Piotr Baron czy Piotr Kaczkowski. Jest wśród nich także dziennikarz muzyczny Polskiego Radia PiK w Bydgoszczy, pasjonat i popularyzator rocka Adam Droździk. Audycja „Poeci rocka”, obecna jest na antenie radiowej od 1999 r. W tym, 2012 roku, głosami słuchaczy, zajęła ona dziewiąte miejscu, w kategorii „Perełki Radiowe 2011”.
Janusz Wiertel: Gratuluję wyróżnienia. Twoje audycje od lat zdobywają uznanie słuchaczy.
Adam Droździk: Dziękuję. Miałem trochę szczęścia...
JW: Od czego zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
AD: Dla mnie, tak jak dla wielu moich rówieśników, zaczęło się od rzeczy charakterystycznej, czyli od zdobycia narzędzia, pozwalającego kopiować i rejestrować dźwięki. W szóstej klasie szkoły podstawowej, po powrocie ze szkoły, zobaczyłem w domu bardzo tajemniczą skrzynkę, opisaną symbolami ZK120T. To był magnetofon. Wiedziałem, że jestem jednym ze szczęśliwców, bo nie było łatwo coś takiego zdobyć. A grupa posiadaczy tego rodzaju aparatury stanowiła swego rodzaju, taką, w, cudzysłowie, elitę. Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale takie wtedy były czasy. Magnetofon działał na młodzieńczą wyobraźnię, no i otwierał nowe możliwości. Jeden do drugiego przychodził. Nagrywało się, przegrywało i słuchało. Wszystko, co z trudem udało się zdobyć, stanowiło skarb, którym dzieliło się z innymi. Z czasem pojawiła się pasja. Patrząc na tamte czasy z dzisiejszej perspektywy muzyka, której wtedy słuchałem to klasyka rocka. Zgromadziłem wówczas na taśmach całkiem interesującą kolekcję.
JW: Czy muzykę przegrywałeś tylko od kolegów?
AD: Ponownie odwołam się do przykładu moich rówieśników. Słuchaliśmy Programu Trzeciego3, Rozgłośni Harcerskiej, Radia Luxemburg, audycji Piotra Kaczkowskiego, Jerzego Kordowicza, Marka Gaszyńskiego, innych wspaniałych dziennikarzy muzycznych. Słuchaliśmy, a więc i nagrywaliśmy. A oprócz tego, dzięki tym stacjom, i za przyczyną tych osobowości radiowych, dojrzewała w nas ta nasza miłość do muzyki, ten szacunek dla rocka. Uczyliśmy się tego, co nazwać można estetyką muzyczną, a wręcz rockową. To było nasze ważne źródło informacji. Ale nie jedyne. Dziś wystarczy wejść do Internetu i każda informacja jest na wyciągnięcie ręki. Wtedy zbierało się również wycinki prasowe z polskiej czy obcej prasy, jeśli udało się do niej dotrzeć. Z zagranicznej to najczęściej była to prasa anglojęzyczna. Szukało się takich czasopism jak „Non Stop”, „Bravo”, „Britania”, które były prawdziwymi skarbami. Dawały one możliwość pozyskania wiedzy na temat naszych ulubieńców, zespołów rockowych. Później pojawiły się giełdy płyt, na których można było wymieniać się nie tylko płytami, ale też i plakatami. To pozwalało rozwijać własne horyzonty muzyczne, chociaż płyty te często były już mocno zdarte i trzeszczały. Przywożone były z zachodu przez znajomych, rodziny, kogokolwiek, kto miał szansę znaleźć się za granicą. Przechodziły z rąk do rąk, co świadczyło o popycie na nie. Nie istniał żaden oficjalny import. Osobny temat to polski rynek muzyki rockowej, chociaż wtedy unikano tejże nazwy. Mówiło się „muzyka młodej generacji”, czy też nazywano to zjawisko w jakiś inny sposób. Wtedy powstały takie grupy jak SBB czy Budka Suflera, i inne legendy, które do dzisiaj szanujemy. SBB było potęgą! Budka Suflera grająca teraz trochę inaczej, wtedy była jednym z gigantów muzyki rockowej, znanym w całym bloku socjalistycznym, a nawet za żelazną kurtyną, podobnie zresztą jak węgierska Omega, czy Locomotiv GT. Byliśmy dumni, że zbliżamy się do zachodnich wzorców.
JW: Czy wtedy już chciałeś zajmować się muzyką profesjonalnie? Pytam nie bez przyczyny, bo wiem, że miałeś w swoim życiu epizod ze sklepem muzycznym. Ten sklep, a właściwie Twoja osoba zdobyła w Bydgoszczy popularność jako człowiek dobrze znający się na muzyce, zwłaszcza rockowej.
AD: Nie. Na początku traktowałem rock tylko jako pasję i tylko w tym pojęciu zamykałem to, co robiłem w sferze muzycznej. Tak naprawdę profesjonalna bliskość muzyki była jedynie marzeniem. A dziennikarstwo muzyczne, czy jakieś inne zawodowe propagowanie muzyki, było raczej trudne do wyobrażenia. Nie brałem pod uwagę tego, że mógłbym znaleźć się w tym świecie. Myślałem o innych zawodach dla siebie, które pozwoliłyby mi zdobywać środki na życie i rozwijać moją muzyczną pasję. Nie miałem nawet nadziei, że mogę się w tym kiedyś odnaleźć i zacząć to jakoś współtworzyć.
JW: To jak w takim razie trafiłeś do radia?
AD: To była wtedy Pomorska Rozgłośnia Polskiego Radia w Bydgoszczy. Koniec lat osiemdziesiątych. W naszym Radiu pojawiły się pierwsze odtwarzacze CD Studera. Nie były one jednak do końca wykorzystane, bo nie istniała żadna radiowa płytoteka CD, tylko taśmoteka i zbiór płyt analogowych. Poza radiem dostęp do kompaktów był coraz łatwiejszy i mało ryzykowny, bo płyty się nie rysowały. Powstawały wypożyczalnie i, co ciekawe, punkty przegrywania muzyki – wtedy już na kasety magnetofonowe. Ustawa o prawach autorskich, ani żadna inna regulacja, ograniczająca tego rodzaju proceder, wtedy jeszcze nie istniała. To była zupełna nowość. W jednym z takich punktów pracowałem. Dla autora audycji radiowej była to jakaś atrakcja, że „dzisiaj zagramy z płyty kompaktowej”. Z czasem zaczęli się więc pojawiać u mnie dziennikarze bydgoskiej rozgłośni. Do mnie należało wyszukanie odpowiedniej muzyki, zgodnie z wymaganiami danego autora. Czasami sytuacja robiła się zabawna, bo będąc w swoim żywiole, zarzucałem takiego autora dziesiątkami informacji na temat danego tytułu. Jeśli brał kilkanaście płyt, zaczynał się w pewnym momencie po prostu gubić. No i pewnego dnia, o ile pamiętam, Mirek Rogalski przyszedł z takim drucianym koszykiem po te płyty i kiedy uzbierała się niezła porcja, i zacząłem mu je opisywać, powiedział: „Wiesz co, weź ten koszyk, przyjdź do radia tego i tego dnia, i sam o nich opowiesz na antenie.” Był to program nocny zatytułowany „Sunday-Monday”, autorstwa właśnie Mirka Rogalskiego. Trzy godziny z soboty na niedzielę. Z tych trzech, jedna godzina była „z rekomendacją”. To była moja godzina, podczas której grałem płyty i opowiadałem o nich, właśnie o tych płytach przyniesionych z wypożyczalni. Ktoś tego posłuchał. Ktoś przekonał się, że jakoś sobie z tym radzę i nie peszy mnie mikrofon. W programie Mirka Rogalskiego zaczęliśmy pojawiać się cyklicznie. Użyłem liczby mnogiej, bo też prowadziłem tę godzinę razem z Jackiem Neumannem, który pracował ze mną w tej samej wypożyczalni. Tak to się właśnie zaczęło.
JW: Czy pamiętasz w którym roku zasiadłeś pierwszy raz przed mikrofonem?
AD: To był 1989 rok.
JW: Co było póżniej?
AD: Później Zdzisław Pająk zaproponował nam nasze autorskie pasmo. Był to piątkowy program „Muzyczna Prywatka, czyli rockowa schadzka u Adama i Jacka” – tak to się chyba wtedy nazywało. No i wrzuceni na głęboką wodę daliśmy sobie jakoś radę. Okazało się, że audycja spodobała się słuchaczom. Mieliśmy wówczas już dosyć potężną płytotekę w wypożyczalni i w oparciu o nią mogliśmy budować dosyć elastycznie nasz program. Znaliśmy trendy, które panują w muzyce, bo też pojawiły się odbiorniki satelitarne, które pozwoliły nam śledzić to, co dzieje się w ofercie programów MTV czy VIVA. Byliśmy w swoim żywiole. Mogliśmy więc tworzyć program, który się wyróżniał. Wsiąkaliśmy z każdą audycją w ten radiowy świat.
JW: „Poeci rocka” to pierwsza audycja. Kiedy ta przygoda się rozpoczęła?
AD: Pierwsza audycja? Boże... Pamiętam, że to chyba też był wtorek, rok dwutysięczny, godzina 19., po wiadomościach. ”Też”, bo tak zostało do dzisiaj. Jest to stała pora emisji „Poetów rocka”, która utrzymała się na antenie przez te ponad dziesięć lat. Wtedy program trwał dłużej, czego dzisiaj bardzo brakuje. Na początku idea audycji była trochę inna. Rock, mój ulubiony gatunek muzyki, traktowano jako coś agresywnego i hałaśliwego, co nie do końca jest prawdą. Część osób jeszcze dzisiaj traktuje rocka jako muzykę pełną zgrzytów i wrzasku, deklaruje się po stronie osób, które tej muzyki nie słuchają. Często okazuje się, że słuchają, tylko nie potrafią sklasyfikować swoich upodobań. To podyktowane jest pewnym przekłamaniem. A w audycji z poezją rocka chcieliśmy udowodnić, że rock niekoniecznie musi być hałasem, że niesie ze sobą pewne przesłanie, potrafi być bardzo mądrą i inteligentną muzyką, która czegoś uczy, coś pokazuje, uwrażliwia. Przy okazji tłumaczyliśmy niektóre teksty. Bardzo mądra strona liryczna w tekstach zespołów rockowych miała przekonać słuchaczy, że muzyk rockowy nie musi odpowiadać stereotypom, przedstawiającym szczególnie starszym słuchaczom twórców tego gatunku jako obdarte beztalencia czy, co gorsza narkomanów, ludzi z marginesu. Muzyka rockowa od zawsze tworzona była przez ludzi, mających coś do powiedzenia. I to się nie zmieniło. Na bazie tamtych grup rockowych, które wypełniały kiedyś mój muzyczny świat, powstały i powstają nowe, bardzo młode grupy, co mnie bardzo cieszy, bo kontynuują owo dzieło. Muzycy współcześni doceniają wymowę rocka w jego poetyckim brzmieniu, widzą w tym możliwość wypowiedzi opartej na sztuce rockowej, hołdując często klasyce tego gatunku. I właśnie na tej bazie, na bazie kontynuacji muzyki rockowej w tym poetyckim sensie, audycja opiera swoją dzisiejszą formułę. I to się również podoba. Sympatyków rocka podniesionego do rangi sztuki wciąż przybywa. Zależy mi na tym, aby jak najwięcej osób, słuchając tej muzyki, wymykało się poza stereotyp pojęcia muzyki progresywnej, aby szukało tej inności, tej atrakcyjności muzyki rockowej w każdej jej odmianie. Rzecz polega na tym, aby nie tylko skupiać się na śledzeniu pewnej bardzo wąskiej grupy wykonawców traktowanych jako kanon tego gatunku, ale także na poszukiwaniu czegoś poza tym. Jest mnóstwo bardzo ciekawych grup, do których dostęp jest trudniejszy. Ale są! I tworzą nową jakość tej muzyki, tej poezji… I to warto znać. Po tych obszarach warto się poruszać. W ten sposób dotarłem do krain, do których jeszcze jakiś czas temu bym nie zajrzał w poszukiwaniu muzyki rockowej. Nie przyszłoby mi do głowy, że rockowej sztuki można poszukiwać na Antypodach, w Ameryce Południowej i Północnej, np. w Teksasie. Teksas kojarzy się głównie z country, a jednak to także i rock progresywny! A Szkocja, czy też Japonia? Okazuje się, że można znaleźć grupy grające art-rocka nawet w Turcji, Libanie, Izraelu; ale mnóstwo jej znaleźć można także po sąsiedzku – w Skandynawii czy w Niemczech. Są to bardzo ciekawe sprawy. Zresztą tu, bardzo blisko, za naszą wschodnią granicą też dzieją się rzeczy, które potrafią zachwycać. Nie tak dawno poznaliśmy przecież litewską grupę „The Skys”. Jest ona ewenementem jeśli chodzi o ten region. Takich grup jest dużo więcej, tylko, że system popularyzacji i dystrybucji muzyki jest tak zorganizowany, że trudno do nich dotrzeć. Trzeba się troszeczkę nagłowić, troszeczkę trudu sobie zadać, czasu poświęcić by do nich trafić. I to jest właśnie barwa, smaczek pracy dziennikarskiej. Nie czerpanie z tego co podsuwają nam wytwórnie płytowe, którym zależy, żeby wylansować tego i tego wykonawcę, ale poszukiwanie czegoś innego. Ta inność jest, moim zdaniem, przyszłością tego gatunku muzyki, i szczęśliwie jest to doceniane. Zespoły, które właśnie swoją twórczość osadzają w inności, coraz częściej są nagradzane i wyróżniane. Bo też dają się w jakiś sposób zauważyć na tle tego całego szumu, dają się wyodrębnić spośród wielu grup, które potrafią grać bardzo podobnie.
JW: Prezenterzy, którzy poszukują inności są również doceniani i wyróżniani... Odpowiedziałeś na moje następne pytanie, jak się robi audycję, którą słuchacze umieszczają w pierwszej dziesiątce „Perełek Radiowych”, czyli w ekstraklasie eteru.
AD: To nie jest też tak, jakby się wydawało. Można powiedzieć, że wszystko zależy od tego, kto tego słucha i czy ma czas tego słuchać...
JW: Masz przecież grono swoich oddanych słuchaczy. Radio PiK jest rozgłośnią regionalną, która swoim zasięgiem obejmuje Pomorze i Kujawy, ale przez Internet dostępna jest przecież na całym świecie. Wiem, że słuchany jesteś i w kraju i za granicą.
AD: I tutaj ponownie zwalę winę na szczęście, dlatego, że mam właśnie to szczęście pracować w radiu publicznym, które pozwala emitować w eter i do Internetu audycje autorskie. Tylko tu możliwe jest propagowanie muzyki niecodziennej. Stacje komercyjne mają trochę inną formułę. Ja nie chcę się czepiać profilu stacji komercyjnych, ale one poprzez swój format odbierają możliwość zaistnienia konkretnych autorów, mających swoje wizje, którzy chcą te wizje pokazać słuchaczom jako pewne dzieło, jako coś, co pozostaje w pamięci na dłużej. Stacje publiczne, nasza siedemnastka, mamy takie właśnie możliwości. Jeszcze mamy! Chwała Bogu, jeszcze możemy poprzez misję edukacyjną, przelewać do serc tych, którzy nas chcą słuchać, te nasze wizje. Jak śpiewał kiedyś Czesław Niemen „...lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”. I ja w to wierzę! To jest właśnie mój żagiel, taka moja idea, takie moje motto pozwalające wierzyć wciąż w dobro, wierzyć w trud ale i efekt mojej pracy w nadziei, że nie idzie na marne… Że tak jak za sprawą fal radiowych można przenieść głos, dźwięk, tak i możliwe jest przenieść tą drogą jakiś pozytywny przekaz, radość … I wiarę, że ktoś z echa tej pracy wyłowi coś dobrego dla siebie….
JW: Dziękuję za rozmowę.
Aktualnie nie mamy ofert pracy.
Dodaj swoją ofertęZapraszamy do współpracy. Cena dodania do katologu od 149 PLN netto.
Komentarze