24.01.05, 20:15
Majciej Ziółkowski: W radiu potrzebna jest pokora
- mówi Maciej Ziółkowski dla MediaFM.net
Kuba Wajdzik: Od września pracuje Pan na antenie RMF-u. To zbieg okoliczności czy też radio samo Pana odszukało?
Maciej Ziółkowski: Mój powrót do Krakowa (tu podczas studiów zaczynałem pracę w radiu i telewizji „na poważnie”), jest konsekwencją prawie półrocznego namysłu. To wielka odpowiedzialność pracować w najlepszej, nie tylko w Polsce, ale całej Europie, rozgłośni radiowej. Nie byłem do końca przekonany czy podołam, czy uda mi się zainteresować słuchacza - sprawić, że pomyśli nieco dłużej, będzie miał jakieś refleksje. Radiowy format, nie musi być nudny. Łatwy dostęp do wszystkiego, co można zagrać sprawia, że wszyscy mają równe szanse. Trzeba „coś” wymyślić. Nam się udaje. I nie potrzebujemy do tego zmanierowanych, ciężko opłacanych gwiazd, choćby z Ameryki. Poza tym RMF FM to ludzie z którymi zaczynałem pracę dziennikarską: Tadeusz Sołtys, Staszek Smółka, Grażynka Bekier, itd. Jesteśmy jak rodzina - znamy się i szanujemy od lat. A najważniejsze: jesteśmy wierni cały czas temu samemu - radiu!
KW: Był Pan jednym z twórców Radia Bielsko. Jak wspomina Pan te czasy i samo radio?
MZ: Rzeczywiście, mogę powiedzieć, że rok 1994 to urodziny mojego zawodowego dziecka – Radia Bielsko. To były ciężkie dni, sporo proceduralnych kłopotów związanych z polityką właścicieli, ich oczekiwaniami i zderzeniem tego wszystkiego z moim dość dużym doświadczeniem radiowym. Ale znaleźliśmy wspólny język, wybudowaliśmy radio prawie od fundamentów. Pozyskaliśmy wiernych słuchaczy i, o ile jestem dobrze poinformowany, Radio Bielsko ma się bardzo dobrze. Było warto!!!
KW: Później pracował Pan jako lektor w Teleexpressie. Telewizja to całkiem inne medium niż radio. To było kolejne wyzwanie?
MZ: Teleexpress to jak na razie największa przygoda medialna mojego życia. Z różnych powodów zresztą. Trafiłem tam w 1998 roku na zaproszenie Sławomira Kozłowskiego – człowieka, który talentem, znawstwem warsztatu dziennikarskiego, poczuciem humoru i zdolnościami pedagogicznymi jest nie do przebicia. 5 lat minęło jak z bicza trzasł - moja choroba sprawiła, że musiałem przerwać tę przygodę. Z drugiej strony – jak pisał poeta – „ nie dopowiedzieć to jak trwać, być”. I tak jest - zawsze w sercu nosić będę Teleexpress jak szczególny zawodowy talizman, a koleżanki kolegów w nieskończonej pamięci. Pozdrawiam ich serdecznie.
KW: Było też i Radio ZET. Odnalazł się Pan w całkiem innej stacji?
MZ: Radio Zet ma problem. Problem ma nazwisko. Nazwisko to Pan Kozyra. Więcej nie będę komentował, bo kto się nijak urodził, ten skowronkiem nie umrze.
KW: Jest Pan autorem stwierdzenia sprzed lat: "Nie wiesz co powiedzieć - to graj, nie wiesz, co zagrać - graj Beatlesów". W dobie ogromnych zmian na rynku mediów, zmieniłby Pan dziś to stwierdzenie, czy mimo wszystko jest nadal aktualne?
MZ: W radiu zmieniło się dużo. Uściślijmy: to nie ja jestem twórcą tego powiedzenia, a i ono samo brzmi w końcówce trochę inaczej: nie wiesz co grać - graj De Mono. To bardziej żart niż przykazanie. Chodzi o rodzaj szacunku. I to bardziej dla słuchacza niż Artysty. Obojętnie co i jak gra. W radiu potrzebna jest pokora. DJ ma zawsze przewagę, bo to on ma dostęp do mikrofonu. I to nie jest sprawiedliwe. Trzeba pamiętać, że po drugiej stronie głośnika zawsze są ludzie mądrzejsi, bardziej doświadczeni, a może nawet skrzywdzeni. Jeśli nie ma się takich myśli non stop z tyłu głowy, to lepiej nie planować kariery w tym zawodzie.
Aktualnie nie mamy ofert pracy.
Dodaj swoją ofertęZapraszamy do współpracy. Cena dodania do katologu od 149 PLN netto.
Komentarze